top of page

Mam 6 lat

  • Anna Matuszkiewicz
  • 17 paź
  • 2 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 21 paź


Bo właśnie 6 lat temu w październiku - po tym jak wygłosiłam setki przemówień w kilku językach (jak na zdjęciu), rozbiłam bank wyników sprzedażowych, przeleciałam przez pół świata z wesołym zespołem, zarabiałam pieniądze o jakich mi się wcześniej nie śniło… - pięknego, słonecznego dnia w Rzymie powiedziałam “dość”.


Nie przyszło mi to łatwo.

Przygotowywałam się do tego od 2017 roku, kiedy to w Indiach będąc “na jodze” doznałam rozpadu tożsamości i zakwestionowałam wszystkie fundamenty na których wcześniej budowałam swoje życie.


Było ciężko, mozolnie, histerycznie, depresyjnie… było… a było to po to, abym mogła zejść do głębi iluzji na której stało moje życie i przyjrzeć się swoim lękom generującym programy poczucia winy, niskiej wartości, nie zasługiwania, biedy, mozołu… no wiecie - takie polskie kody narodowe.

Pokładem mego statku chwiały też tematy domowe…


Trzymałam się jogi kundalini jak kotwicy w tym czasie. Nie był tu wsparciem żaden kołczing (którego jestem mistrzynią), terapie psychologiczne lizały temat po wierzchu. Potrzebowałam zejść do ciała, do energii, do mroku własnego Cienia w towarzystwie silnych nauczycieli, terapeutów kwantowych, szamanów, swojej własnej obecności i oddaniu sobie.


Obok zawsze był Jakub Matuszkiewicz  podarowany mi chyba na to życie do trzymania mnie kiedy upadałam.

Zmienili się znajomi, wielu przyjaciół, zmieniły się moje wybory, decyzje, rozumienie świata.


Mówią na to za Jungiem czy Steinerem Przebudzenie.

Ja wiem, że to moje urodziny były.

Przez trzy lata szłam przez kanał rodny aż w 2019 wyszłam na świat. Nagusia, bezbronna, jeszcze bardzo zalękniona ale z wielkim zrozumieniem i wizją.


Mówią, że ból Cię będzie przepychał przez życie aż pewnego dnia wizja pociągnie Cię lekko….

Doświadczyłam.

Niesiona wiatrem wizji znalazłam się tu gdzie jestem.

I wiesz co?

To najlepsze czego doświadczyłam ever. Uczucie wierności sobie, autentyczności, lekkości, prawdy, miłości wszechogarniającej... Tego nie da się przyłożyć do niczego co było w poprzednim życiu.


I tak - jest skromniej, mniej, czasem dużo spraw na raz. Ale tylu Ludzi pięknych i dobrych mam wokół, że już wiem, że ledwo się zachwieję zawsze ktoś poda dłoń.

Zrozumiałam potęgę wspólnoty, serca drugiego człowieka, tego, że nie jesteśmy tu sami i przyszliśmy tu robić wielkie rzeczy.


Dzielę się z Wami, bo wiem jak wielu teraz jest w tym kanale rodnym.


I wołam: wszystko jest w jak najlepszym porządku! Przechodzisz właśnie przez presję, która da ci sublimację, poszerzenie, nową/nowego Ciebie.


I choć w tym miejscu wydaje się, że nie ma nic więcej to uwierz mi - Człowiek przez wielkie C w Tobie jeszcze się nie narodził

Potrzebujesz tylko swojego Ognia do tej alchemii.

Zastosowania go w odpowiedni sposób i dawkach.

Stałam się akuszerką takich porodów. Nauczyłam się obsługiwać ten ogień.


Kocham to

Zapraszam.


A zatem HAPPY BIRTHDAY to me.

 
 
 

Komentarze


bottom of page